*

Na imię mam Edyta i od lat hobbystycznie uprawiam rośliny.
Hoje to moja wielka roślinna miłość! Ściągam je skąd się da ... Z najdalszych zakątków Europy i świata.
Poszukuję wciąż nowych gatunków i odmian tych wspaniałych roślin. Podziwiam kwitnienia, zakochuję się w liściach.To jak narkotyk ...
Moja kolekcja, licząca ok.900 gatunków i odmian hoi, stale się powiększa, a mój dom coraz bardziej przypomina las deszczowy.
Zapraszam do odwiedzin.


*

czwartek, 28 lipca 2011

Yerba Mate - o tym jak stałam się mateistką i hoya clemensiorum i jej podobne

Hoya clemensiorum

Czy wiecie że liście h. clemensiorum mogą mieć nawet 10 cm szerokości i !!! 20-40 cm długości ???

Szok.

Mogę powiedzieć śmiało że kocham, uwielbiam ,ubóstwiam h. clemensiorum . To jedna z najpiękniejszych hoi. Bez wątpienia.

Zaczynamy

1. Hoya clemensiorum ( Szwecja )

IMG_7284

IMG_7288

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

2. Hoya clemensiorum ( USA )

IMG_7281

IMG_7283

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

3. Hoya sp. aff. phyllura

IMG_7289

IMG_7290

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

4. Hoya sp. Lata Iskandar A

IMG_7291

IMG_7292

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

5. Hoya sp. aff. clemensiorum

IMG_7293IMG_7302

 

6. Hoya sp. Sarawak IML 1752

IMG_7303

IMG_7304

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I jak Wam się podobają ?

***

''Yerba Mate to odkrycie indian Guarani - ich święte ziele, dar Matki Ziemi. Dzisiaj jest znane - głównie ze słyszenia - na całym świecie.

Mate uprawia się i pije powszechnie tam, gdzie w XVII wieku mieszkali Guarani, czyli na terytorium Paragwaju. Ale nie tym dzisiejszym, okrojonym przez sąsiadów. Dawniej Paragwaj rozciągał się dużo dalej niż teraz - od stóp wschodnich Andów aż po wybrzeże Oceanu Atlantyckiego. Sięgał daleko na ziemie dzisiejszej Argentyny, Urugwaju, Boliwii i południa Brazylii. Tam żyli Guarani i tam się piło mate. Tam tez pije się ją do dziś.

Wspomnienie tego dawnego, Wielkiego Paragwaju zostało w nazwie - Yerba Mate po łacinie to ilex paraguariensis, czyli Ostrokrzew Paragwajski.

Niekiedy smakosze różnych herbat, w Europie, czy USA, kupują Yerba Mate w torebkach do zaparzania i piją przez ciekawość (połączoną z lekką domieszką snobizmu). Twierdzą, że smakuje podobnie jak inne zielone herbatki - chińskie i arabskie.

Takie picie nie ma wielkiego sensu - wówczas mate traci cały czar. Z nią jest tak, jak z kwiatem paproci, który zakwita tylko w noc świętojańską - Mate kwitnie w ustach pełnym bukietem smaku, jedynie gdy jest właściwie przyrządzona i podana.

Tradycyjny (indiański) sposób picia przypomina rytuały związane z paleniem fajki pokoju.

W jednym i drugim przypadku bardzo ważną rolę pełni sprzęt:

Cybuch fajki pokoju był rzeźbiony z kamienia, a niewielkie naczyńko do mate (matero, albo guampa), powinno być wykonane ze specjalnego gatunku drewna - Palo Santo (Świety Pień).

Już samo to drzewo jest ziołem - po zmieleniu zaparza się je i podaje jako lekarstwo na wiele chorób. Wspiera siły witalne (męskie), urodę (niestety tylko u pań), nerki, kiszki, żyły i wszystko inne, ale pod warunkiem, że się mocno wierzy. Ma charakterystyczny silny zapach, który nie wietrzeje. Drewno, nawet po wyschnięciu i latach używania jako guampa, zachowuje swój naturalny kolor - intensywną zieleń szczypiorową - wygląda jak pomalowane bejcą.

Do drewnianego "cybucha" - guampy - wsypuje się grubo siekane suszone liście i łodyżki Mate. (W tej postaci wygląda ona nie jak porządna herbata, ale jak jakieś zakurzone paprochy.)

Potem wkręca się w nie metalowa rurkę - o nazwie bombilla - przez którą będziemy pić. Rurka ma na dolnym końcu sitko, żeby zapobiec wciąganiu fusów do buzi. Najlepiej jeżeli jest wykonana ze srebra, bo przecież będziemy jej dotykać ustami.

Do tak nabitego "cybucha" z wkręconą rurka wlewamy odrobinę gorącej wody - w tym celu wszyscy dorośli obywatele Paragwaju, o każdej porze dnia noszą pod pachami termosy. No więc wlewamy wodę i czekamy.

Czekamy. Jeszcze trochę... Cierpliwie. Nie ma się do czego spieszyć, bo i tak pierwsze zalanie wypija w całości Santo Tomas - święty Tomasz. (Prawda jest taka, że całą wodę wciągają te suche paprochy i każdy o tym wie, ale tradycja każe pić mate w grupie - a nie samemu - więc jeżeli ktoś akurat nie ma kompanii, to pod ręką jest zawsze św. Tomasz. Wprawdzie niewidoczny, ale przecież obecny, bo ktoś tę pierwszą porcję wypił, no nie?

Woda, którą zalewamy fusy powinna być "biała" - taka, która szumi na ogniu, ale jeszcze się nie zagotowała - nigdy wrząca! Zalanie mate wrzątkiem powoduje, że się święte ziele poparzy, obrazi i w jednej chwili straci cały smak. I Moc.

Nie jest to żaden indiański zabobon '' (W.Cejrowski)

W czym pomaga codziennie picie Yerba Mate?

  • naturalnie pobudza ciało i umysł,
  • likwiduje objawy zmęczenia, rozluźnia,
  • podnosi sprawność fizyczną, intelektualną, poprawia koncentrację,
  • zwiększa zdolność odpornościową organizmu,
  • zalecana jest do spożywania jako napój zawierający substancje odżywcze i zdrowotne, może sprawić, że chociaż jesteśmy głodni, to czujemy się nasyceni (zalecana przy odchudzaniu)
  • wykorzystywana jest w medycynie jako stymulator Centralnego Ośrodka Nerwowego,
  • reguluje przemianę materii, ułatwia trawienie pokarmów, odbudowuje zniszczone tkanki żołądka i jelit,
  • stymuluje osłabiony, zmęczony system nerwowy, likwiduje podenerwowanie

Yerba Mate jest bogatym źródłem witamin i minerałów. Yerba Mate zawiera:

  • z grupy ksantyn - MATEINY, które stymulują Centralny Układ Nerwowy (pobudzają), nie powodując uzależnienia
  • witaminę A (konieczną do prawidłowego wzrostu, uodparniającej organizm przeciw infekcjom, polepszającą wzrok)
  • witaminę B1 (niezbędnej do utrzymania prawidłowego stanu układu nerwowego, ułatwiająca trawienia)
  • witaminę B2 (wzmacniającą włosy),
  • witaminę C (środek antytoksyczny, wzmacniający zęby, zwiększający ilość czerwonych krwinek),
  • żelazo (konieczne do utrzymania normalnego poziomu sprawności fizycznej),
  • sód, potas, wapń (wzmacniające kości i zęby),
  • magnez , krzem, fosforany, siarkę, kwas chlorowodorowy, chlorofil, cholinę, inozytol
  •  

Ja kupuję Yerba Mate na allegro - HURRA ! jakie to łatwe  ...


tak wygląda matero  (guampa) - czyli naczynie z tykwy, z którego piję Yerba Mate

IMG_7273

IMG_7276 

a tak bombilla czyli rurka z sitkiem na końcu przez którą piję Yerba Mate

IMG_7274

IMG_7275 

a tak wygląda Swięte ziele, moje ukochane Yerba Mate

IMG_7270IMG_7305


Jeżeli kogoś zarażę yerba mate dajcie znać ... gwarantuję że na początku nie będzie Wam smakowało, nie zrażajcie się jednak, po kilku/klilkunastu dniach nie będziecie sobie wyobrażali dobrego dnia bez yerba mate !

***

A na koniec przeczytajcie krótkie opowiadanie W. Cejrowskiego - którego miałam okazję poznać osobiście i szczerze uwielbiam...

Indiański rytuał


Siedzieliśmy w kilkanaście osób skupieni przy ognisku. Dookoła Indianie Ache, a pośród nich padre Adan. Osmalony czajnik z pięknie wygiętą szyjką i dzióbkiem stał przysunięty bokiem do ognia. Szumiał lekko.

Stara, bardzo stara Indianka, pomarszczona tak, że przy każdym jej ruchu miało się wrażenie, że skóra szeleści, ściskała między kolanami drewniany moździerz i ucierała w nim jakieś zioła.


- To yuyo - wyjaśnił padre.


- ???? - zapytałem brwiami.


- Świeże zioła, które uciera się albo tłucze na miazgę i dodaje do mate.


- A po co?


- Oni zawsze mówią, że to remedio na jakąś chorobę, ale najczęściej chodzi o rodzaj przyprawy.


- Przyprawa do herbaty?


- Coś w tym guście. Yuyo, czyli po naszemu "chwasty" urozmaicają smak.


- Dlaczego chwasty?


- Bo zioło, czyli yerba, jest tylko jedno: Mate. Cała reszta to zaledwie chwasty.

Stara Indianka wcisnęła yuyo na wierzch nabitej guampy i sięgnęła po czajnik. Ruszała się wolno, ale nad wyraz precyzyjnie. Mimo, że była kompletnie ślepa.

Teraz zalała. Lejąc z wysoka, żeby strużka wody schłodziła się jeszcze w drodze przez powietrze - na wszelki wypadek, choć przecież w czajniku cały czas tylko szumiało, a nie bulgotało. Za żadne skarby nie chciała poparzyć mate - to zły omen, a poza tym zły smak.

Podziwiałem jej kunszt. Musiała to robić całe życie i latami ćwiczyć każdy ruch, bo nie uroniła ani kropli.

Odczekaliśmy kilka minut.

.

.

Jeszcze kilka...

.

.

Cierpliwie.

Kiedy święty Tomasz nasycił usta, Indianka nalała najpierw sobie - bo to ona była gospodarzem ceremonii. (Poza tym niektórzy uważają, że pierwszy napar jest niesmaczny, więc nie wypada go podawać innym. Argentyńczycy ściągają go do buzi, a następnie wypluwają na ziemię. Łykają dopiero drugi, a nawet trzeci. Tutaj, w Paragwaju, nikt nie robił takich rzeczy.)

Staruszka piła wolno, uważając, żeby gorąca metalowa rurka nie poparzyła jej ust. Kiedy skończyła, nalała ponownie odrobinę wody, na te same fusy, i podała siedzącemu po swojej prawej stronie. Tak rozpoczął się rytuał picia.


Guampa krąży z rąk do rąk, ale nie po kole - tak jak w przypadku fajki pokoju - lecz po gwieździe. Za każdym razem musi przecież wrócić do gospodarza z czajnikiem (lub termosem) w celu ponownego napełnienia.

Fusów jest taka ilość i mają w sobie tyle mocy, przepraszam, Mocy, by zanim stracą smak, można było przez nie przelać ze dwa litry wody.


- No i jak? - zapytał padre, kiedy opróżniłem guampę i oddałem Indiance.


- Smakuje jak napar z petów.


- A piłeś kiedy napar z petów, że tak gadasz?


- Zobaczysz - dodał po chwili - za miesiąc rzucisz kawę, rzucisz herbatę i przejdziesz na mate. Na razie i tak nie masz wyjścia, bo tu nikt nic innego nie pije. Kiedy wyjeżdzasz?


- Za trzy miesiące...


- Uuu no to przepadłeś. Zapomnij o małych czarnych, ty już jesteś mateista!


- A ona jakoś działa? Na ciało albo rozum?


- Lekko kręci.


- Uzależnia?


- Nie bardziej niż kawa. Skoro w USA sprzedają Mate w supermarketach, to to na pewno nie jest narkotyk, ani żaden inny materiał wyskokowy.


- To dlaczego nikt nie daje pić dzieciom?


- Tradycja. U nas też dzieciom nie daje się kawy. Dopiero jak odpowiednio podrosną. Z mate tak samo.

Po chwili przyszła moja kolej. Ale stara Indianka ominęła mnie i podała guampę następnemu.


- Nie zauważyła mnie? - Szepnąłem księdzu w ucho. - To znaczy, chciałem powiedzieć...


- Zauważyła, zauważyła. Ona jest ślepa na oczy, ale widzi więcej niż my wszyscy. Dzieciaki twierdzą, że przez trzy ściany potrafi zobaczyć jak broją.

Chyba miał rację. W trakcie naszej rozmowy do kręgu dołączyło kilka osób. Usiedli w różnych miejscach, a Indianka nie zgubiła kolejności. To znaczy wszystkim, którzy byli tu od początku podawała po pierwotnym kole (gwieździe), a dopiero na końcu dodawała te kilka ostatnich osób, tak jak się dosiadły.


- Coś ty jej powiedział, kiedy oddawałeś guampę? - zapytał padre.


- Normalnie: "dziękuję", a co niby miałem mówić?


- Nic. Właśnie o to chodzi, że NIC. Kiedy mówisz "dziękuję" to znaczy, że już się napiłeś i więcej nie chcesz. Wtedy wypadasz z kolejki. Siedzisz z nami, ale gumpa cię omija. Dziękuję mówi się dopiero na samym końcu, a nie w trakcie rytuału.


Tego dnia po południu piliśmy jeszcze coś: Terere czyli Yerba Mate na zimno.

To specjalność paragwajska, nie znana nigdzie indziej na świecie. Wszystko poza wodą pozostaje bez zmian. A woda musi być tym razem lodowata!

Mate naciąga jednakowo mocno bez względu na to czy ja polewać wodą gorącą czy zimną. Reaguje trochę tak jak ludzka skóra - można się przecież "poparzyć" od bardzo zimnego i objawy będą identyczne, jak przy poparzeniach wrzątkiem. Dobre porównanie, bo tak dla mate jak i dla ludzkiej skóry woda letnia jest obojętna. Od letniej nie naciąga - Moc śpi.

Terere pija się w tych porach dnia, kiedy jest gorąco. I, rzecz ciekawa, tam gdzie się je pija nigdy nie występuje plaga cholery, a cholera to przecież choroba brudnej wody. Nieprzegotowanej. Dokładnie takiej, jaka w większości przypadków zalewane jest Terere.

Oczywiście odporność Paragwajczyków na cholerę może się brać także z właściwości leczniczych Palo Santo - tylko w Paragwaju robi się guampy z tego drewna. W Brazylii, Argentynie i Urugwaju z tykwy lub metalu.

Na koniec, kiedy przelało się już tyle wody, że Mate straciła smak, trzeba opróżnić guampę. Robi się to zawsze na ziemię! Nigdy do śmietnika, zlewu, ubikacji itp. Nigdy!

Tak jak pierwsze zalanie było dla św. Tomasza, tak ostatnie musi być para Pachamama - dla Matki Ziemi. To ona rodzi i daje ludziom w darze święte ziele - Yerba Mate.

Indianie zawsze pamiętają o Bogu. We wszystkich najbardziej zwykłych czynnościach dnia powszedniego. Znali Boga na długo przed przybyciem Łowców Chrztów. I szanują go bardziej, niż mieszkańcy krajów, z których Łowcy Chrztów pochodzą.

***

radości Wam i sobie życzę, każdego dnia

Edyta

środa, 27 lipca 2011

Hoya sp. IML 0831 & storczyki ogrodowe

 

Hoya sp. IML 0831

IMG_7207

Oj, długo ja jej szukałam… Wiedziałam jak może się wybarwić i nie zawiodła mnie…

IMG_7203

liście są bordowe też od wewnątrz

IMG_7199

IMG_7197

cieszę się, że ją mam …

Uprzedzając pytania, nie przewiduję cięcia w najbliższym czasie ( czyli najprawdopodobniej w tym roku ). Mam ją od niedawna, musi się zaklimatyzować, przyzwyczaić do polskiego powietrza :-), podrosnąć…. Muszę ją oswoić, a później – nie ma sprawy, kto będzie chciał - ten będzie miał sadzonkę :-)

 

***

Bardzo lubię storczyki ogrodowe. Goszczą w moim ogrodzie już dobre kilka lat i staram się aby co roku przybywał jakiś nowy gatunek / odmiana. Zdecydowanie rozpanoszyły się w moim kąciku leśnym epipactisy . Lubię je najbardziej, bo nie trzeba  robić przy nich NIC. Zimują w gruncie,  rozrastają się w tempie ekspresowym , kwitną regularnie …

IMG_7048

IMG_7021

IMG_7060

zwabiają pszczoły i  nie tylko …

IMG_7068

a nawet goszczą w wazonie …

IMG_7070

IMG_7073

IMG_7074

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

IMG_7075

IMG_7082

IMG_7086

IMG_7081

IMG_7091

IMG_7095

IMG_7100

Zazwyczaj nie zrywam epipactisów do wazonu, pozwalam aby kwiaty zawiązały nasiona … Tym razem jednak musiałam wysłać w świat kilkanaście bulw, w zamian za inne kilkanaście bulw :-) na które z niecierpliwością wyglądam …

Tym, którzy na wakacjach i tym, którzy nie, tym, którzy w ogrodach i tym, którzy w biurach - słońca, słońca, słońca!

Edyta

czwartek, 21 lipca 2011

Hoya lacunosa ‘Tove’

 

Kacham lacunosy wszelakie i nie zawaham się kupić odmiany której nie mam.

Urocze maleństwo – Hoya lacunosa ‘Tove’

 IMG_6811

 

Kwiaty są różowawe, dużo mniejsze niż u zwykłej lacunosy. Kwitną mi oby dwie, więc dokładnie widzę różnicę.

Po lewej lacunosa ‘Tove’ , po prawej lacunosa zwyczajna.

IMG_6813

IMG_6818

 

Hoya lacunosa ‘Tove’ ma za to ładniej wybarwione liście

IMG_6833

IMG_6836

***

A to moje  hojowe zakupy – moje hojowe przedszkole :

IMG_6877

Zdobyłam kilkanaście nowych, fantastycznych gatunków i odmian. Jak podrosną – podzielę się, muszą jednak odstać u mnie minimum pół roku, taką mam zasadę. Wszystkie już podjęły wzrost – uprawiam w słoikach, w  skale wulkanicznej.

 

Uciekam do lasu, na jagody :-)

i Wam życzę cudownych, letnich chwil …

Edyta

wtorek, 19 lipca 2011

Hoya flavescens

 

IMG_6841 

IMG_6847 

IMG_6851 

Bardzo lubię tę hoję. Niektórych hoi nie tnę i nie sprzedaję ( no chyba że coś się niechcący ułamie, co się praktycznie nie zdarza) – ta do nich należy. Nie utnę dopóki nie zakwitnie – choćby mnie kroili i solili :-)

Mam ją kilka miesięcy – nie pamiętam dokładnie ile, na pewno więcej niż pół roku i mniej niż rok. Kupiłam w Szwecji  – sandardowo, jako nieukorzenioną małą sadzonkę. Takie lubię najbardziej – ale o tym juz pisałam wiele razy. Nie bawi mnie kupno dorosłych okazów, lubię wyhodować sama – w tym cała zabawa i radość. Obserwować jak rośnie, jak przybywa liści, zakwita pierwszy raz … Prawdziwie nauczyć się danej hoi można tylko w ten sposób. Od noworodka. Dlatego też gdy sprzedaję sadzonki ze swoich roślin, zazwyczaj też cięte. Nie odmawiam jednak nigdy ukorzenienia ‘w cenie’ – nie ma sprawy, wystarczy napisać. Mam swoje sposoby, aby dobrze ukorzenić sadzonkę w przeciągu kilku dni – nie trzeba więc długo czekać…

Ale do rzeczy…

Hoya flavescens.

Mało o niej w internecie. Znalazłam krótką publikację w języku… niemieckim. Wrrrrr Choć znam kilka języków obcych i z przyjemnością uczę się kolejnych (to moje drugie hobby - właśnie rozpoczęłam kurs j. hiszpańskiego :-) i jestem zachwycona) to niemieckiego nauczyć się nie chcę. Nie lubię ! Wybaczcie – jeżeli kogoś uraziłam. To nie jest moje widzi mi się, to nie jest nabyte, to na pewno jest wrodzone i przyczyny bliżej określić nie potrafię. To tak jak np. lubię zupę pomidorową a nie lubię ogórkowej – czy coś w tym rodzaju… Tak więc języka niemieckiego nie znam i z publikacji o h. flavescens nie dowiedziałam się niczego mądrego.

Uprawiam na wyczucie – półcień, dosyć wysoka wilgotność powietrza do tego stała wilgoć podłoża plus dobry nawóz - pisałam już nie raz, do hoi używam BIOBIZZ Bio-Grow lub Bio-Bloom w zależności od potrzeby.

Odchodząc od tematu pokażę jakie rosną liście po BIOBIZZ Bio-Grow….

                          wcześniej                                                                                                teraz

zwróćcie uwagę na kolor !!! , tak to ta sama roślina – pokażę ją niebawem w całości – pół limonkowej, pół ciemnozielonej :-)

 

h.pallida   IMG_6857IMG_6856

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

h. sp. Lata Iskandar B - ten większy liść na mojej dłoni wyrósł właśnie po tymże nawozie

IMG_6859

 

h. sp. Davau Phill GPS 10068

IMG_6860

IMG_6861

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

jakaś EPC ….

  IMG_6864 IMG_6863

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

h. Metallica

IMG_6865

IMG_6868

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

h. sp. GPS 7020

IMG_6875

Przykładów jest mnóstwo, tyle ile mam hoi … Reasumując : liście są większe, ładniej wybarwione.

***

W oranżerii kwitną mi nie tylko hoje, zrobiło się teraz kolorowo za sprawą ostrojowatych :

 

IMG_6784

IMG_6794

IMG_6792 

IMG_6797

IMG_6853

IMG_6798

 

i storczyków :

IMG_6799 

IMG_6840

IMG_6874

 

IMG_6838

 

Kocham lato !!!!!

xoxo

Edyta