Pierwsze kwitnienie mojego malucha.
Bardzo mi się podoba ta żółta wersja uroczej davidcummingii. Pachnie tak samo jak jej różowa koleżanka.
Hoya davidcummingii yellow
***
Zakochałam się bez pamięci w Bieszczadach. Dwa tygodnie temu na zaproszenie znajomych, spędziliśmy cudowny weekend w tym bajkowym miejscu. Żal było wyjeżdżać...
Poczułam że to mogłoby być moje miejsce na ziemi. Oczyma wyobraźni widzę siebie na starość w drewnianej chacie, na skraju bieszczadzkiego lasu. Oczywiście wśród moich ukochanych roślin, zwierząt i bliskich ludzi. Suszącą zioła i w komitywie z naturą. A dom ten musimy koniecznie sami wybudować, musi być nasz w 100%. Mały może być, ale oranżerię bezdyskusyjnie musi mieć. I taras otwarty dla sąsiadów, na którym zawsze będzie czekał kompot i wygodne fotele. Cisza, spokój, bezkres lasów, gór - to coś co mi wyjątkowo odpowiada. Może będę miała kilka kur i kozę. Będę piekła chleb i robiła ser, a w ogrodzie będę miała mnóstwo warzyw... aaa i wysieję kwietną łąkę - zamiast tui, rododendronów i juk w idealnych odległościach. I sad, sad też będę miała, taki jak dawniej, u babci i dziadka. Książki będę czytała na akord. Nie będę się martwiła że u sąsiada trawnik jest prostszy i zdecydowanie bardziej zielony. Ogrodzenia może nie być w ogóle, będzie mniej stresu że klinkierówkę znów trzeba wyczyścić, a kute przęsła wymagają poprawki bo coś się zaczyna z nimi dziać... Na pewno będę chodziła w lnianych, długich kiecach, a świeżo umyte szamponem pokrzywowym włosy będę związywała na cebulę. Zapomnę co to kosmetyki z sephory i torebki od Guessa. Pozwolę skórze opalić się bez filtra. Może wtedy zobaczę co to znaczy prawdziwie żyć ?
Tak mi się to wymyśliło i zamarzyło... A mi jak coś siądzie w głowie to na amen.
xoxo