Pamiętacie jak to było ?
Przypomnę …
Późnym latem 2012 w mojej oranżerii zawiązała nasiona hoja lacunosa Eskimo. Zapylenie nastąpiło z nieznaną hoją lacunosa - w tym czasie kwitły praktycznie wszystkie moje odmiany, więc po prostu nie wiem z którą nastąpiło zapylenie … Torebki nasienne pękły na początku grudnia 2012 .
Tak wyglądały nasiona :
Posiałam je szybciutko, ponieważ nasiona hoi mają krótką żywotność. Tak wyglądał pierwszy pojemniczek ze wschodzącymi nasionkami :
na początku stycznia 2013, ów pojemniczek wyglądał tak :
W tej chwili sadzonki siedzą już w osobnych doniczkach, ponieważ to już całkiem fajne, spore pannice.
Już na tych listkach powyżej, można było zobaczyć że są one … perłowe !
Nie wiedziałam czy takie cechy zostaną zachowane wraz ze wzrostem siewek. Teraz jestem już pewna że powstała w wyniku tej krzyżówki hoja lacunosa której nigdy wcześniej nie widziałam.
Nazwałam ją
Hoya lacunosa ‘SILVER DUST’ ( h. lacunosa from seeds by EK 2012 )
czyli po ‘naszemu’ Hoja lacunosa ‘Srebrny Pył’
A wygląda teraz tak :
Tak jak mówiłam, nigdy wcześniej nie spotkałam takiej lacunosy.
Liście jej są po prostu niesamowite. Przepięknie perłowe – aksamitne w dotyku i usiane maleńkimi srebrnymi drobinkami – wyglądają jak posypane srebrnym pyłkiem… ( stąd nazwa )
Kochani …. ale to nie koniec emocji i dobrych wieści :-))
Spośród kilkunastu siewek, które mi wyrosły z tego zapylenia, jedna siewka jest zupełnie inna od pozostałych…. jest CZARNA i ta na tą czarnulkę najbardziej chuchałam i dmuchałam, a ona rosła od początku najszybciej. I pomyśleć że ta sadzonka wyrosła z nasion które ktoś u mnie zamówił i po prostu ich nie odebrał czyli zrezygnował. Posiałam je więc i zostawiłam sobie.
Ma czarne liście i pędy. Nie jest to hoja lacunosa ‘Royal Flush’ ponieważ nie ma tak dużo srebrnych plamek, nie jest to również ‘Ruby Sue’ – porównywałam, liście ma zupełnie inne.
Tą siewkę nazwałam
Hoya lacunosa ‘BLACK QUEEN’ ( h. lacunosa from seeds by EK 2012 )
czyli po ‘naszemu’ Hoja lacunosa ‘Czarna Królowa’
Jej liście i pędy ( na prawdę spore jak na lacunosę ), są czarne mimo tego że nie stoi na słonecznym stanowisku ( to młoda sadzoneczka – bałam sie aby słońce jej nie spaliło )
Wygląda tak :
Tutaj zdjęcie porównawcze z hoją lacunosą ‘Royal Flush’ – widać że liście są większe, o zupełnie innej fakturze i w innym kolorze.
Jestem zszokowana że z jednej torebki nasiennej potrafią powstać sadzonki tak różnorodne. Muszę sie przyznać że myślałam, iż nie jest to możliwe… Jednak w kwestii genetyki roślin jestem jeszcze żółtodziobem :-)
Podsumowując : udało mi się prawdopodobnie wyprodukować metodą wysiewu, dwie zupełnie nowe odmiany hoi lacunosa – nie muszę chyba mówić że jestem baaardzo dumna z tego powodu :-)
Jak widać nie tylko w Tajlandii jest to możliwe… Kto by pomyślał, że tak zakończy się ten eksperyment.
Dobrego, niedzielnego wieczoru
xoxo,
Edyta
Witam
OdpowiedzUsuńZacznę od końca: Nie jestem biologiem, ale jako pilna uczennica (no, kujon, po prostu!) zapamiętałam, że każde nasionko może być inne, przynajmniej teoretycznie. Na znamieniu słupka mogły znaleźć się ziarna pyłku zawierające rozmaite kombinacje genetyczne, np. z różnych roślin, albo nawet z jednej. Nie mówiąc już o tym, że komórki żeńskie (gdzieś tam głęboko w słupku) też mogą się różnić między sobą. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że niektóre z egzemplarzy w Twojej kolekcji to efekty krzyżówek ogrodniczych stanowiące prawdziwy melanż, choć na pierwszy rzut oka to nie musi być widoczne. Czasem jakiś gen (recesywny) nie ujawnia się przez pokolenia, bo jest zdominowany przez drugi z pary (dominujący). Muszą się spotkać dwa recesywne, żeby się ujawnić w fenotypie. Najprostszy przykład: niebieskie tęczówki - dwa allele nie niosące informacji o produkcji brązowego barwnika, brązowe - przynajmniej jeden allel niosący taką informację, albo dwa. Stąd: niebieskookie dziecko brązowookich rodziców, ale na odwrót się nie da. Albo rudzielec ni stąd, ni zowąd... albo czarna hoja... Swoją drogą - gratuluję nowych odmian!!! To los szczęścia, że powstały, ale Twoja zasługa, że w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie znalazły się dwa osobniki, które w naturze nie miałyby na to szans, albo nawet nie istnieją.
Wracając do początku: podziwiam Cię za zapał i energię, za wytrwałość w działaniu. Ale chyba najbardziej za umiejętność smakowania chwili... doświadczania "tu i teraz". No i, oczywiście, za ogromną wiedzę praktyczną.
Bywam tu u Ciebie z prawdziwą przyjemnością: z powodu Twojej pasji i - chyba nawet bardziej - dla obcowania z pozytywną, fajną osobą.
Wszystkiego najlepszego - bo pracujesz na to, jak mało kto.
Jeszcze raz gratuluję i życzę wspaniałych wrażeń na urlopie!
- Barbara WW (właścicielka zarośli hojowych wybujałych z jednej malutkiej gałązki Hoya carnosa)
No to rozjaśniło mi się teraz troszeczkę, świetnie mi to wyjaśniłaś - buziaki ogromne !!!
UsuńDziękuję bardzo za ten komentarz, Basiu. Nie wiem nawet co powiedzieć i przede wszystkiem nie wiem czy zasługuję na tak piękne słowa... Jestem zaszczycona że takie osoby jak Ty, czytają mojego skromnego bloga. To bardzo budujące i jest mi naprawdę niezmiernie miło.
serdeczności
Edyta
Od czasu, kiedy miałam przyjemność spania w pokoju z kwitnącą hoją, prześladuje mnie myśl o sprawieniu sobie takiego cuda :) do tej pory nie było to możliwe (małe mieszkanko i osoby, które niekoniecznie byłyby zachwycone tak, jak ja, intensywnym zapachem), teraz- tak. Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem, szukając spisu wszystkich odmian hoi (ze wstydem przyznaję, że sądziłam, że mówimy o liczbie w przedziale 5-10) i całkowicie mnie zafascynowałaś! Swoim zaangażowaniem, pasją, osiągnięciami... Sama jestem maniaczką roślin- hoduję głównie tropikalne, niekwitnące giganty- ale widzę, że moja przygoda z hojami nie skończy się tak szybko :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci więc za "otworzenie mi oczu"- nie mogłam ich oderwać od Twoich wspaniałych okazów!- i gratuluję nowych odmian! Jestem bardzo ciekawa, jak zakwitną... Na pewno jeszcze nie raz tu zajrzę :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę kolejnych sukcesów!
Rysia