*

Na imię mam Edyta i od lat hobbystycznie uprawiam rośliny.
Hoje to moja wielka roślinna miłość! Ściągam je skąd się da ... Z najdalszych zakątków Europy i świata.
Poszukuję wciąż nowych gatunków i odmian tych wspaniałych roślin. Podziwiam kwitnienia, zakochuję się w liściach.To jak narkotyk ...
Moja kolekcja, licząca ok.900 gatunków i odmian hoi, stale się powiększa, a mój dom coraz bardziej przypomina las deszczowy.
Zapraszam do odwiedzin.


*

piątek, 22 kwietnia 2016

Hoya Sunaise. Szkodniki na hojach.


Zakupiona od Aleyagarden. Na początku myślałam że w nazwie jest błąd, że powinno być Hoya ‘Sunrise’... Otóż nie. Od sprzedawcy dowiedziałam się, że i hoja Sunrise i hoja Sunaise to krzyżówki hoi lacunosa x obscura, ale nieco różnią się między sobą.
Hoja ‘Sunaise’ miała mieć chętniej wybarwiające się i twardsze liście. Zgadza się.
Jak się okazało jej kwiaty również mają troszeczkę inny odcień. Są żółte, z delikatną różową poświatą.

 Zakwitła. A jak ona pachnieeeeee - mmmmmm 


Hoya ‘Sunaise’













***


Szkodniki na hojach. 


Właściwie to są dwa najpopularniejsze, z którymi praktycznie każdy hojomaniak sie zetknął : wełnowce i przędziorki. 

Wełnowce na hojach miał każdy choć raz. Nie uwierzę gdy powie że nie... One kochają hoje.  Przyjeżdżają z sadzonkami zakupionymi w Holandii, Szwecji, USA, Tajlandii ( nie zamawiajmy z Tajlandii roślin bez certyfikatu fitosanitarnego !!! można przywlec nie tylko wełnowce, ale i inne paskudy tropikalne ) Są wszędzie. I choć nie czynią tak dużych uszkodzeń na roślinach, jak małe, niepozorne przędziorki, to przenoszą często wirusy i zostawiają na liściach tzw. 'rosę miodową' na której chętnie rozwijają się grzyby powodując choroby grzybowe. Szybko rozmnażające się robale w krótkim czasie mogą opanować całą kolekcję, ponieważ wbrew pozorom sa bardzo ruchliwe, lubią wędrować - szczególnie nocą. Do takiej sytuacji oczywiście nie należy dopuścić. Po zauważeniu pierwszego osobnika lub kłębka 'wełny' trzeba działać. Tylko jak ???

Zdecydowanie i REGULARNIE !

Najlepszym wg. mnie, najbardziej skutecznym, bezzapachowym preparatem jest MOSPILAN ( skład : Acetamipryd ) Nie polecam truć się mocnymi, śmierdzącymi preparatami, od których aż kręci się w głowie, one są naprawdę bardzo niebezpieczne dla ludzi i naszych zwierząt - to nie wyjdzie od razu, może wyjść po latach, nawet w postaci nowotworu - pamiętajmy że to trucizna o działaniu gazowym więc nie wdychajmy tego jesli nie musimy !!!  Mospilan to niepozorny, bezzapachowy niebieski proszek, który rozcieńcza się w wodzie - ale pamiętajmy że to również trucizna ( dbajmy o swoje zdrowie, po takim oprysku nie zaszkodzi iść pod prysznic i przebrać sie w czyste ubranie ) 

Sprawdzona dawka - pół łyżeczki mospilanu na 3 litry wody.

Tylko - UWAGA !!! Żeby zadziałał i żeby wełnowce nie wróciły, należy pryskać rośliny nawet 3 - 4 razy, w tygodniowym odstępie czasu. Nawet gdy ich już nie widać, mogą pozostać jajeczka które są niewidoczne gołym okiem.


Jak zapobiegać i ochronić naszą kolekcję ?

To że wełnowce będą do nas przyjeżdżały wraz z zakupionymi sadzonkami - to oczywistość. Tego nie da sie uniknąć i nie ma co sie łudzić że tak sie nie zdarzy. Możemy przestać kupować nowe rośliny - i wtedy przestaniemy sie rozwijać, albo zastosować prosty trik. Nawet gdy nic nie widać gołym okiem ( jaja wełnowców nie są widoczne gołym okiem ) - każdą nowo zakupioną sadzonkę należy wypłukać pod bieżącą, lekko ciepłą wodą i spryskać profilaktycznie mospilanem który zawsze powinien być pod ręką w małej butelce z rozpylaczem ( np. po płynie do mycia szyb ) 

Wełnowce nie tylko przyjeżdżają do nas w paczkach, wraz z nowymi roślinami. Mogą być również  w ziemi, którą kupujemy w workach. Samice wełnowca mają skrzydełka i wyglądają jak małe muszki (  to co widać gołym okiem na roślinach to samce wełnowca ) i mogą przenieść sie nawet przez otwarte okna wraz z wiatrem  np. 'od sąsiada'  gdy ma w ogrodzie roślinę porażoną wełnowcami. 
Tego nie da się uniknąć. 
Dlatego w ostateczności, jeśli już dojdzie do zakażenia, pozostaje oprysk mospilanem. Na spokojnie. Tylko pamiętajcie - oprysk 3 - 4 razy w tygodniowym odstępie, bo wrócą !



Przędziorki to małe, wredne, bardzo żarłoczne, wysysające sok z liści pajączki ( roztocza ) koloru jasnego lub czerwonego, praktyczie niewidoczne gołym okiem. Widoczne gołym okiem są błyskawicznie pojawiające się uszkodzenia przez nie wywołane. Przędziorki nie znają litości i niszczą każdy zdrowy liść na swojej drodze w tempie ekspresowym. O ich żerowaniu świadczy zahamowanie wzrostu hoi, pojawiające się na łodydze zaczątki nowych pędów w dużej ilości, liście 'wyblakłe' ze śladami maleńkich białych kropeczek - na spodniej stronie liścia może być widoczna delikatna pajęczynka lub tzw. korek czyli zabrązowienie liści, widoczne zazwyczaj tuż przy ogonku liściowym.

Na przędziorki najskuteczniejszy wg. mnie jest MAGUS. Tylko też należy pamiętać, żeby spryskac rośliny 2 - 3 razy w odstępie tygodniowym, żeby wybić je wszystkie na amen wraz z jajami.


Sprawdzona dawka - 1 ml magusa na 1 litr wody




***



Cudnego, słonecznego dnia Wam życzę i oby jak najmniej hojowych szkodników ~






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję Wam za słowa pozostawione w komentarzach. Jesteście zawsze tutaj mile widziani!
Thank you for all your words.
Your comments are always very welcome.