Słuchajcie , jestem doopa . I to do kwadratu . Zasuszyłam pąki na buotii buuuuu…. Dobrze że wytworzyła kilka naraz , dwa kwiatostany odpadły , zobaczymy jak zachowają się kolejne. To wszystko przez tyranie , życie w biegu i chroniczny brak czasu . Niestety . Zapomniałam podlać . Zorientowałam się dopiero dzisiejszego poranka gdy chciałam podejrzeć czy już się pąki otworzyły a znalazłam je na parapecie :-)) ehh życie …
Pamiętacie jak wyglądała w połowie lipca ?
no to teraz wygląda tak :
Znacie szybciej rosnącą hoję ? Ja nie . Jest naprawdę ogromna , jej wysokość to niemal wysokość mojego kuchennego okna. Jeszcze się mieści …
Pąków ma sporo :
ale szczerze mówię , nie wiem co z nimi będzie … Szkoda mi i nauczka na przyszłość jest .
No dobra , trudno.
Jesień , jesień mamy już pełną gębą . Jak co roku , cała moja rodzina jest przeze mnie maltretowana sokami – że tak powiem własnej roboty . Nie ma zmiłuj , dopiero na wiosnę im odpuszczam . Dzieci się krzywią trochę ale nie ma lekko i na to aby zrobić soczek codziennie znajdę czas (Majka dzięki za kolejny świetny przepis ). Różne , różniste . Warzywa z owocami , owoce z owocami , warzywa z warzywami . Jak popadnie . Dzięki temu całą jesień i zimę udaje nam się przetrwać praktycznie bez przeziębień. A ja dzięki sokowi z marchwi utrzymuję do następnego sezonu letnią opaleniznę :-)
do następnego
Edyta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję Wam za słowa pozostawione w komentarzach. Jesteście zawsze tutaj mile widziani!
Thank you for all your words.
Your comments are always very welcome.